Resident Evil 5 @ PRGK
Opinia znaleziona na pl.rec.gry.komputerowe - cytuję w całości, bez zmian czy korekt:
Na RE5 czekałem od czasu ukończenia poprzedniej części (czyli stosunkowo niedługo bo tą skończyłem w okolicach wakacji). Miałem nadzieję na ciąg dalszy (niekoniecznie fabularny) tego w co grałem kilka miesięcy temu. Nie zawiodłem się ale…
W pewnym stopniu “czwórka” z ostatnią odsłoną fabularnie powiązana jest. Znów rozchodzi się o wirus, który zamienia ludzi w zombie. Miejsce akcji uległo jednak zmianie. Tym razem, zamiast biegać po hiszpańskich wioskach (BTW: podobno w Czechach “hiszpańska wioska” oznacza tyle co u nas “czeski film;)) można postrzelać do żywych trupów na terenach afrykańskich. Główny bohater też się zmienił. Twórcy odkurzyli dawnego herosa - Chrisa Redfielda. Są też inni znajomi, są powiązania fabularne, ale że nie grałem w trzy pierwsze części to mnie to szczególnie nie interesowało. Kto chętny doczyta sobie w odblokowujących się z poziomu na poziom aktach (dostępna jest. m.in. historia RE oraz postaci pojawiających się w grze). Jest też nowa twarz - Sheva, bohaterka przydatna wielce i nie chodzi tylko o walory widokowe, które miałby umilić przebywanie w tak nieprzyjaznym otoczeniu. O tym za chwilę.
Do rzeczy. Pierwsze co rzuca się w oczy to grafika, która mnie w pierwszej chwili powaliła. Jest pięknie: kurz, gra cieni i światła, modele postaci (choć te momentami nieco plastikowe), dopracowane animacje, włącznie z mimiką twarzy, przerywniki filmowe (te zrobione są na silniku gry). Cud, miód, orzeszki. Przyznać muszę, że znacznie bardziej przypadły mi do gustu poziomy na otwartej przestrzeni. Są po prostu ładniejsze niż te dziejące się w kanałach itp. Ogromny skok w porównaniu z poprzednią częścią. Dodać wypada iż gra chodzi naprawdę płynnie (średnio 50fps przy 1650×1280 i detalach na full z wyłączonym AA na moim DC2160, 8800GT, 2GB).
Jeśli idzie o rozgrywkę, grający w “czwórkę” poczują się swojsko. Widok znad ramienia, dużo pukawek, które można ulepszać, masa przeciwników, w dalszym ciągu albo biegasz albo strzelasz, bossowie imponujący rozmiarem i rozmaitością sposobów na unicestwienie gracza, sposobem na pokonanie których jest “strzelanie w miękkie”, quick-time events (które niektórych odrzucają, mi natomiast nie wadzą), zbieranie roślinek i przyrządzanie z nich środka leczniczego i 1001 innych podobieństw.
Co nowego? Po pierwsze wspomniana wyżej kompanka, której towarzystwo nie ogranicza się tylko, jak to bywało w RE4, do ratowania jej szanownych czterech liter i wywoływania na ustach gracza pięknie zaakcentowanego słowa ku[dwie litery]a po zobaczeniu napisu: “Twój partner nie żyje”. Sheva potrafi posługiwać się bronią, nieźle kopać, dostać się w miejsca, do których Chris nie ma dostępu z racji swoich szerokich barów, leczyć kiedy jest taka potrzeba…no i w sumie…nieźle wyglądać. ;) Poza tym po skończeniu gry można sobie nią zagrać. Co do kierowania naszą partnerką przez AI nie mam zastrzeżeń. Leczy, pomaga, zbiera fanty, nie blokuje wąskich przejść. Generalnie miło, że jest. :)
Nowy jest też ekwipunek. W RE4 Leon tachał walizę ze sprzętem, którą każdorazowo trzeba było otworzyć aby zmienić broń, zjeść ziółko itp. W “piątce” twórcy zdecydowanie chcieli udynamicznić rozgrywkę czego skutkiem jest składający się z 9 pól inwentarz (drugi taki sam posiada Sheva). Przydatnym featurem jest możliwość przypisania 4 pól krzyżakowi na padzie (w przypadku klawiatury, pola odpowiadają cyferkom na klawiaturze numerycznej). Z jednej strony gra faktycznie zyskała na dynamice. Otwarcie inwentarza nie zatrzymuje akcji, z drugiej zaś ograniczona ilość miejsc skutkuje kombinacjami w stylu “co tu użyć/wywalić by mieć 2 rodzaje granatów, magnum i snajperkę”. Pewnie niektórym to nie będzie przeszkadzać - ja lubię mieć dużo żelastwa przy sobie “in case of emergency” ;). Co więcej w “czwórce” sprzęt odpowiednio do wielkości zajmował różną ilość pól w walizce, a tą z kolei można było wymienić na większą. W RE5 karabin snajperski zajmuje tyle samo miejsca co fiolka z lekarstwem a do końca gry jesteśmy skazani na taki ekwipunek z jakim zaczynamy. Jak dla mnie pobite gary.
Skucha też biorąc pod uwagę ilość czasu potrzebną na skończenie piątego residenta. Nie ma licznika ale zgaduję, że zajęło mi to ok 10-12h (tydzień normalnego grania). RE4 był znacznie dłuższy co też m.in. powodowało większą radość z nowo zdobytej pukawki (bo na kolejną trzeba było trochę poczekać). W “piątce” wszystko, mam wrażenie, dzieję się za szybko. Za to jest multi a konkretniej co-op. Można, na kształt Gears of War przejść kampanię z kumplem po kablu albo przez usługę Live. Jeszcze nie próbowałem za to grałem po sieci w trybie “Najemnik”, w którym celem jest zabicie jak największej liczby przeciwników w ograniczonym czasie. Jest niezła zabawa. Na jak długo? Trudno powiedzieć. W każdym razie jest 8 map do odblokowania i kilka postaci, którymi można pokierować (a te, różnią się uzbrojeniem). Można też pobawić się w szukanie medalionów (które odblokowują figurki, stroje, filtry i inne tego typu rzeczy) a także próbować zaliczyć każdy poziom na maksymalną notę (liczy się celność, czas przejścia, ilość zabitych przeciwników). W sumie jest co robić.
Co nieco o sprzęcie. Słowo się rzekło, że niemało tego. Prawda to: mamy do dyspozycji po kilka rodzajów karabinów maszynowych i snajperskich, pistoletów, magnum, granatów i min. Wszystkie, za zebraną kasę można usprawnić zwiększając magazynek, szybkość przeładowania, moc oraz, okazyjnie, przebijalność i prawdopodobieństwo na wystąpienie trafienia krytycznego. Ponad to można atakować przeciwników nożem i pięścią jeśli taka potrzeba wystąpi. Kasę zdobywamy rozbijając beczki, skrzynki i zaglądając w każdy kąt w poszukiwaniu skarbów. Tutaj Capcom uprościł nieco sprawę bo nie można już, na wzór “czwórki”, łączyć ich ze sobą aby były bardziej wartościowe. Zrezygnowano też, czego nie mogę wybaczyć twórcom, z kolb, które pomagały stabilizować strzał. Były to jedne z fajniejszych udoskonaleń i była też satysfakcja z uciułanej kasy gdy grając na padzie “ręcyma” już tak nie trzęsło. W nowej odsłonie pojawia się efekt trzęsących się dłoni ale zniwelować się tego nijak nie da. No i wreszcie można grać także za pomocą duetu klawiatura-mysz. Mnie się na padzie grało bardzo przyjemnie choć faktem jest, że mysz sprawdzi się lepiej w masowej eksterminacji zombiaków w trybie Najemnik.
O muzyce nie napiszę wiele, prócz tego, że jest. Przygrywa jakiś złowrogi motyw gdy pojawiają się martwiaki - przycicha gdy wszystkie zginą. Wpadł mi w ucho, natomiast, temat z trybu Najemnik. Idealnie pasuje do wartkiej akcji. Co do ogólnego udźwiękowienia przyczepić się nie można. Przykładowo, pociski trafiające w drewno czy metal brzmią wzorowo i tak jest z całą resztą.
I słowo o mięsie armatnim. Przeciwnicy są różnorodni. Grając nie miałem wrażenia jakobym uczestniczył w ataku klonów. Są żywsi (jakkolwiek to brzmi) w porównaniu ze swoimi martwymi braćmi z “czwórki”, aczkolwiek bez przesady (na padzie da się spokojnie grę ogarnąć). Ich animacje też stoją na najwyższym poziomie. Strzał w odpowiednią część ciała poskutkuje konkretną animacją. Ogólnie dużo frajdy z faszerowania ich ołowiem.
Podsumowując mogę śmiało grę polecić. Jeśli ktoś czerpał przyjemność z gry w “czwórkę” i tu ją znajdzie. Fakt, jest krótsza i nieco uproszczona ale za to bardziej dynamiczna.
źródło: pl.rec.gry.komputerowe
autor: kiszony, 22 Lis 2009
Nikt tego jeszcze nie skomentował.
Kanał RSS dla tego wpisu. TrackBack URL
Dodaj komentarz