Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay
Właśnie skończyłem Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay. Jeszcze adrenalina (typowy efekt u gracza po ostrej jeździe) nie opadła do poziomu standardowego, ale parę słów mogę już napisać. Gra wymiata. Wymiata, znaczy powala. Riddick - antybohater, nie walczy w słusznej sprawie, nie w głowie mu ratowanie świata a co najwyżej chroni swój własny tyłek, brutalny człowiek, ekranowe wcielenie Vin Diesla - uciekł z najlepiej strzeżonego więzienia dla skazańców. Z miejsca, skąd nie ma ucieczki. Ale po kolei…
Gra zaczyna się przed filmowymi Kronikami, na “kupie lodu” gdzie Riddick ukrywa się, aby pozwolić na spokojne życie małej Jack i Imamowi - których uratował w Pitch Black. Ukrywa się, bo there is always bounty on my head, jak mówi. Tam też wracają wspomnienia Butcher Bay - cofamy się do momentu przed Pitch Black. Oto Johns wiezie Riddicka do więzienia, licząc na spora nagrodę.